Korčula
Tej nocy pierwszy raz przy atakowały nas komary. Zapewne z powodu nadciągającego deszczu, który padał całą noc. W ciągu dnia też nam towarzyszył to w postaci ulewy, to małego deszczyku, to burzy. Pogoda sprzyjała uzupełnieniu bloga przeze mnie, a drzemce w wykonaniu Kuby. Tak spędziliśmy poranek. W przerwie w opadach przeszliśmy się po miasteczku Lumbarda, gdzie w porcie wiatr grał silnie na wantach. O jego sile przekonaliśmy się jednak dopiero, kiedy dojechaliśmy na pobliski skalisty cypelek Ražnjić, otoczony z dwóch stron otwartym rozhulanym morzem. Wiatr wiał tam niemiłosiernie. Po spacerze cali zasoleni od bryzy z morza pojechaliśmy w stronę miasteczka Vela Luka. Korčula nas pogodą nie rozpieściła, a szkoda ponieważ jest tu sporo miejsc do kąpieli i plażowania. Jadąc przez wyspę mija się małe kamienne wioseczki, plantacje winorośli, gaje oliwne i zapewne piękne widoki na okalający Adriatyk.
Liczyliśmy iż w miejscowości Vela Luka następnego dnia załapiemy się na prom na kolejną wysepkę. Zostaliśmy jednak poinformowani, że z tego miejsca możemy dostać się co najwyżej do Splitu. Zdecydowaliśmy się na powrót z wyspy drogą, którą przyjechaliśmy. Da nam to możliwość zobaczenia jeszcze kawałka południowego wybrzeża Dalmacji, gdzie z innego portu dostaniemy się na wyspę Hvar lub Brač. Pokręciliśmy się trochę po Vela Luka i pojechaliśmy szukać noclegu w upatrzonym miejscu na google map. Nie znaleźliśmy żadnego godnego uwagi. Skoro jutro mamy prom z Korčuli, a cypelek Ražnijć przypadł nam do gustu i zadecydowaliśmy spędzić noc właśnie na nim. Wróciliśmy się 45km. Naprawdę było warto. Byliśmy na nim sami, z rozkołysanym morzem wokół nas, w oddali atakującą wodę burzą oraz światłem prawie pełnego księżyca i latarenki morskiej na końcu cypla.
Lumbarda