AZJA Z PLECAKIEM || 2015-16 KAMBODŻA

KOH RONG || BĘDZIE CO WSPOMINAĆ

koh rong kambodża

Koh Rong

Można się pokusić o stwierdzenie, że wyspa Koh Rong to siostrzana wyspa dla Koh Rong Samloem. Jest, jednak  to siostra bardziej towarzyska i głośna. Wzdłuż piaszczystej plaży, która jest zarazem jednĄ z większych dróg na wyspie, ciągną się liczne miejsca noclegowe, knajpki, restauracje, sklepiki i imprezownie. To tu wieczorem zbierają się ludzie, aby pooglądać tańczących z ogniami, bawiących się hula-hop, śpiewających i grających na gitarkach, (ośmielę się ich tak nazwać) hipisów naszych czasów. Tu też swoje świeże owoce morza najpierw prezentują na lodzie, a później serwują prosto z grilla restauracje. Charakterologicznie wyspa nieco inna, ale równie piękna, a i sporo tańsza. Nas codziennie doświadczała przyjemnymi i mniej przyjemnymi przeżyciami.

Ponieważ nasza przeprawa z wyspy na wyspę nieco się przedłużyła na Koh Rong dotarliśmy już po zmroku. Nieco zmęczeni zaczęliśmy szukać noclegu. Oczywiście im bliżej nocy tym trudniej coś znaleźć w rozsądnej cenie. W końcu nam się jednak udało.

Po wejściu do pokoju naszym oczom okazało się dominujące łóże zaścielone czerwoną satynową narzutą i przyodziane różową moskitiera. Patrząc na nie odnieśliśmy wrażenie, że trafiliśmy do pokoju na tzw. godziny.  Wystrój wystrojem, ale pokój był ogólnie jakiś taki dziwny i nieprzyjemny. Z sąsiednim pokojem dzieliła nas ściana, która nie sięgała do sufitu, wiec wszystko było słychać, okno wychodziło na kanałek ściekowy, co generowało niezbyt przyjemny zapach, a w łazience znaleźliśmy ogromnego pająka (na szczęście nieżyjącego) i robaki. Zacisnęliśmy zęby, bo w końcu drogi pokój nie był, a musimy tylko się w nim przespać. Położyliśmy się spać.

Przy próbie zaśnięcia, czarę naszej niechęci do pokoju przelał biegający w kółko po szczycie niedochodzącej do sufitu ściany ogromny szczur. W tym momencie dziękowałam za to, ze mogę się przynajmniej szczelnie obwinąć różową moskitierą, która dawała minimalne odgrodzenie od intruza. Nie muszę dodawać chyba, że następnego dnia czym prędzej opuściliśmy gościniec i znaleźliśmy inny pokój (w nim, jak się później okazało latały tylko pod sufitem nietoperze).

Dzień 1

Pierwszego dnia na Koh Rong pokręciliśmy się przy głównej plaży, gdzie znaleźliśmy min. nasz ulubiony warzywniak, gdzie poza owocami kupowaliśmy rano kanapki i piliśmy pyszne soki. Przeszliśmy się też na wschodnią stronę wyspy. Przez plażę Long Set Beach, gdzie toczy życie plażowe przyjezdnych, doszliśmy do zupełnie pustej plaży Nature Beach. W totalnym spokoju przeleżeliśmy na niej prawie cały dzień.

Dzień 2

Drugiego dni postanowiliśmy przedostać się na zachodnią stronę wyspy. Na mapie jedyna zaznaczona droga wiodła totalnie do okola, spytaliśmy lokalesa o wskazówkę. Aby wejść na ścieżkę prowadząca do plaży Long Beach trzeba było wejść w gęste zabudowy i drogą udać się ostro pod gore. Tak też zrobiliśmy. Następnie ścieżka zaczęła wkraczać w dość gęstą dżunglę i była tak nie oczywista, że kilka razy nie byliśmy pewni, czy dobrze idziemy. W pewnym momencie dotarliśmy to urwiska. Okazało się, ze musimy po głazach zejść dość ostro w dół, co dla mnie było momentami niemiłym doświadczeniem. Umęczeni w końcu znaleźliśmy się plaży.

Long Beach

Plaża okazała się chyba najładniejszą, jaką dotąd widzieliśmy. Był to ciągnący się przed nami 7 kilometrowy pas bielutkiego, sypkiego piaseczku. Obok kontrastowała turkusowa, ciepła jak zupa woda, a z drugiej strony palmy i zieleń. Podekscytowani pięknem, szliśmy tak i szliśmy, a po drodze niczego ,co ingeruje w naturę (jedynie przy wejściu na plażę widać było, że zaczyna się budowa jakiegoś ośrodka wypoczynkowego, który zapewne w momencie, jak już piszę post jest ukończony i obawiam się, że nie tylko on jeden zagości na stałe na tej plaży :/).

Już nieco zmęczeni spacerem doszliśmy to malutkiej kawiarni, gdzie usiedliśmy aby odpocząć i się czegoś napić. Przy okazji zapytaliśmy sprzedawce, czy daleko jeszcze jest do drogi, do której chcieliśmy dojść i wrócić nią z powrotem robiąc kółko po wyspie. Zostaliśmy poinformowanie, że tą drogą nie da się wrócić tam gdzie chcieliśmy i niestety zostało nam cofniecie się ok 5 kilometrów na początek plaży. Jak byśmy chcieli wracać dalej tą samą ścieżką co przyszliśmy to czekała nas nie lada wspinaczka po skałkach. Ja odmówiłam i zaryzykowaliśmy pójść przed siebie drogą, która była w budowie, ale przynajmniej wiodła w dobrym kierunku. Łatwo nie było, droga krzywa i długa, a na samym końcu uraczyła nas koniecznością przejścia w towarzystwie stróżujących psów przez sam środek domostw lokalnej ludności.

Dzień 3

Po spacerze byliśmy wykończeni i chyba to mogło wpłynąć na to, że dopadły nas w nocy (dopiero teraz) problemy żołądkowe.Rano ledwo żywi po nie przespanej nocy poszliśmy stawić się na zbiórkę, ponieważ wykupiliśmy sobie na ten dzień w ramach rozrywki całodniową wycieczkę łodzią. Mieliśmy zapewnione nurkowanie, łowienie ryb na żyłkę (mi pomimo ogromnej choroby morskiej, która wzmocniona dolegliwościami z nocy dała mi się we znaki, złapałam najwięcej ryb na lodzi, które później zostały nam przygotowane na grillu), wycieczkę na plażę, na której byliśmy wczoraj (jednak można się dostać inaczej) i nurkowanie nocne w świecącym planktonie.

You Might Also Like