AZJA Z PLECAKIEM || 2015-16 KAMBODŻA

Koh Tonsay || Relaks na króliczej wyspie z małą próbą oszustwa w tle.

Koh Tonsay

Pierwsze dni Nowego Roku zaplanowaliśmy spędzić na pobliskiej (oddalonej ok.4 km od Kep) niewielkiej wyspie Koh Tonsay zwanej Rabbit Island . Potoczna nazwa wyspy bynajmniej nie wzięła się od biegających po niej królikach, a od jej kształtu.

Transport

Na wyspę dotarliśmy niewielką łódką. Na szczęście niezbyt na niej kiwało, bo mieliśmy po Sylwestrowego lekkiego kaca. Poznaliśmy w czasie drogi dwóch sympatycznych pakistańskich inżynierów. Po miłej rozmowie zostaliśmy serdecznie zaproszeni do odwiedzenia ich w rodzimym kraju.

Nocleg

Nocleg tym razem bardzo łatwo znalazł się sam. Jak tylko wysiedliśmy z łódki podeszła do nas sympatyczna Pani i zaoferowała pokój w domkach najbliżej miejsca do którego przypłynęliśmy. Po obejrzeniu pokoju, chwile się zastanowiliśmy, czy oby nie przepłacimy za lokalizacje ale trochę nie chciało nam się szukać dalej i trochę obawialiśmy się, że w ogóle trudno nam będzie coś znaleźć. Jak się później okazało trafiliśmy jeden z tańszych domków.

Bungalow, jak bungalow. Przewiewne ściany, proste łózko z moskitiera, łazienka z wc i wiadrem zimnej wody. Czego w sumie chcieć więcej. Mamy przecież taras w hamakiem z pięknym widokiem.

Wzdłuż około 250m metrowej plaży ciągną się podobne do siebie domki. Różnią się od siebie trochę wyglądem i standardem. Każdy właściciel prowadzi obok niewielka knajpkę. Można też znaleźć leżaki, miejsce do poleżenia w hamaku, ofertę masażu i wypożyczenia kół do pływania za 1$.

Atrakcji było by dla bardziej leniwy na tyle (można iść jeszcze na spacer). Do tego cisza i spokój. Tylko biegające między stolikami, a nawet na nich kury i psy dodają trochę wrażeń. Tu naprawdę można wypocząć.

Jeżeli chcemy na wyspie skorzystać z prądu należy to zrobić miedzy godzina 18 a 22, ponieważ tylko wtedy (ale tez nie zawsze) jest on na wyspie włączany.

Pierwszego dnia wyleniliśmy się na plaży.

Spacer po wyspie

Drugiego dnia postanowiliśmy wybrać się na pieszą wycieczkę wokół wyspy (ma ona ok. 2 km2), robiąc sobie przerwy na nurkowanie.

Droga przez wyspę nie należała do najłatwiejszych. Poza kilkoma odcinkami przez dzikie i zamieszkałe przez lokalnych rybaków plaże, wiodła wąska ścieżką przez krzaczory.

Jak chcieli nas oszukać

Jak już byliśmy niezłe podrapani i spoceni, mniej więcej w połowie drogi (polecamy do sprawdzania lokalizacji aplikacje MapsMe) spotkaliśmy parkę ludzi. Poinformowali oni nas, że właśnie niedawno zawrócili, ponieważ lokalni mieszkańcy powiedzieli im, że idzie przypływ i dalej nie dadzą rady pokonać drogi na piechotę. Została zaoferowana im podwózką łódką (oczywiście za $). Woleli zawrócić.

Pomimo to postanowiliśmy iść dalej i sami pogadać z miejscowymi. Gdy doszliśmy do plaży przy której swoje domy i łodzie mieli rybacy, sprzedali oni nam tą samą historie. Zaczęliśmy dopytywać, jak długo ma ten przypływ trwać itp. Twierdzili, ze ponad 3 godziny będzie się utrzymywał, a zalane miejsca są nie do przejścia, bo woda poooo pachy. A i dno nieprzyjemne, a ścieżek brak. Zapytaliśmy kontrolnie, o to czy nas podrzuca łódką. Tak ale chyba za ok 25$.

Nie widziało nam się wracać tą samą drogą kolejne 2 godziny. Stwierdziliśmy, że zaryzykujemy i pójdziemy przed siebie (najwyżej ostatecznie zawrócimy). Może jakoś brzegiem uda się przejść. Z lekką obawą, przede wszystkim o to, że zamoczymy sprzęt fotograficzny, pokonywaliśmy kolejne metry. Trochę na początku ścieżka się zwężała ale wysokiej wody nie było na razie widać. Nie ujrzeliśmy jej też do końca naszej wycieczki. Za to droga była bardzo wygodna i wiodła brzegiem morza. Ciekawe ile turystów zostało już tą historyjką zrobionych w bambuko. Warto jednak zaufać czasami swojemu instynktowi.

Zmęczeni spacerem resztę dnia spędziliśmy na plaży rozkoszując się spokojem i widokami z wyspy.

Czas wracać

Z chęcią byśmy zostali tu dłużej na Koh Tonsay, ale jedyną formą płatności oczywiście, jak to w takich miejscach odciętych od cywilizacji bywa gotówką. My nie zdążyliśmy się odpowiednio w nią zaopatrzyć. Nie mogliśmy sobie pozwolić przez to na dłuższy pobyt bo i tak musieliśmy skrzętnie podliczać wydatki. Stołowaliśmy się u „naszej” Pani, zamawiając głownie makaronem z jajkiem i piwo. Warto przywieźć ze sobą jakieś drobne zapasy np. wody.

Wyspę opuściliśmy następnego dnia rano.

You Might Also Like