Bokor
Po przejechaniu naszym turbo skuterkiem (tym razem trafiliśmy na prawie nieśmigany i mocny) około 40 kilometrów za miasto Kampot znaleźliśmy się przy rogatce u podnóża góry, na szczycie której znajdował się cel naszej dzisiejszej wycieczki, czyli Bokor Hill Station. Po zapłaceniu pól dolara za wstęp na teren Parku Narodowym Phnom Bokor, posunęliśmy dalej serpentynami w goreć, nowiutkim asfaltem.
Stopniowo drogę zaczęły okalać coraz bardziej porośnięte przez roślinności tropikalną zbocza. Z ich głębi wydobywały się donośne odgłosy jej mieszkańców. Przez chwile poczuliśmy się jak w środku prawdziwej dżungli.
Im wyzej się znajdowaliśmy tym chłodniej się robiło, a pogoda, jak to w górach zmieniała się z minuty na minutę. Raz słońce, a raz deszcz i wiatr. Nie mieliśmy dodatkowych ubrań. Przyzwyczajeni już do gorąca jakoś nie wzięliśmy pod uwagę, że przecież jedziemy dość wysoko, a do tego na skuterze i może być ciut zimniej niż na dole. Troche nas przez to przewiało, ale jakoś przeżyliśmy 😉
Właśnie ten chłodek, który nam dal się we znaki i łagodny klimat wzgórza zadecydował o tym, że właśnie w tym miejscu w roku 1921 wybudowano luksusowy kurort. Był on przeznaczony dla francuskich kolonialistów, którzy zdominowali wtedy ten rejon Azji. Zmęczeni bezlitosnym klimatem tropikalnym, dużymi upałami i jeszcze większą wilgotnością, potrzebowali wytchnienia. Zamiast zbudować skromne sanatorium, Francuzi optowali za bogactwem i stworzyli eleganckie miasto z wszelkimi udogodnieniami, jak poczta, kościół, letnia królewska rezydencja, restauracje oraz pokaźny hotel i casino.
Miejscem tym cieszyli się tylko do lat 40, kiedy to wybuchła wojna domowa i wrócili do Paryża. Wtedy opuszczone miasto we władanie przejęli Wietnamczycy i Czerwoni Khmerowie Nieprzerwana wojna trwająca wiele lat zostawiła to miejsce spustoszone i zrujnowane. Więcej szczegółów na temat ciekawej historii znajdziecie tutaj.
Dopiero niedawno duża grupa inwestycyjna z Chin postanowiła przywróci ten teren do świetności i zagarnęli go pod luksusowy kompleks wypoczynkowy. Została odbudowana droga i ku naszemu przerażeniu został stanął kiczowaty gigantyczny hotel. A to tylko początek wielkiej inwestycji, która niestety zapewne zniszczy unikalny charakter tego miejsca.
Opuszczony kościół
Opuszczony hotel z kasynem
Bardzo lubimy zwiedzać tego typu rzeczy. Opuszczone budynki mają niepowtarzalny i tajemniczy klimat. Zrujnowane mury pośród mgły i chmur, puste przestrzenie, labirynt korytarzy i plątanina pokoi z pozostałościami dekoracji. Przechodząc w kolejne miejsca można snuć domysły i wyobrażenia na temat toczącego się w nich niegdyś życia.
Krążą legendy, że rozlana dookoła mgła nadająca klimatu jak z horroru to nie chmury, a duchy ludzi, których życie poświęcono dla europejskich uciech. Przy budowie kompleksu zginęło ponad 900 osób głównie niewolników, ale też wiele istot pochłonęła przepaść, w którą rzucali się gracze kasyna straciwszy cały swój majątek.
Klimat grozy tego miejsca zainspirował filmowców do nakręcenia tu scen do takich filmów jak „Miasto Duchów” i koreańskiego horroru „R-point”
Wodospad Popkvil
Po zwiedzeniu budynków pojechaliśmy zobaczyć położony po drugiej stronie wzgórza wodospad Popkvil. Niestety wodospadu nie zastaliśmy. Chyba nie pora na niego. Za duża susza.Za to mieliśmy przyjemność zjedzenia w samotności w pokaźnej wybudowanej przez inwestora Chińskiego hali obok niego. Chyba, jak się on już pojawi to musi być niezłą atrakcją, skoro ma przyciągnąć aż tyle ludzi 😉
Kambodżańska wieś
Zanim wróciliśmy do Kampot postanowiliśmy odbić z głównej drogi i popodglądać życie wiejskie w tym regionie.
Po przejechaniu kilkuset metrów w głąb, asfalt zmieniła się w pomarańczową ziemię, a murowane domy zastąpiły drewniane chałupki i bambusowe szałasy. Wjechaliśmy do krainy palm, pól ryżowych i solnych, białych skórzastych krów, bawołów wodnych, uśmiechniętych ludzi i pozdrawiających nas machając dzieci i wołających za nami radośnie hielooooł! Do tego znajdujące się coraz niżej słonce podbijało nasycone barwy gleby i zieleni. Sielsko i bosko!
Na koniec chcieliśmy zobaczyć plantacje pieprzy, z którego znana jest okolica. Niestety przyjechaliśmy za późno i musieliśmy obejść się tylko obejrzeniem małego poletka przy wejściu.