Przed snem towarzyszyły nam ciekawskie dwa małe baranki z mamą. Kręciły się one cały czas obok samochodu. Jak się podczas snu okazało czaiły się na osadzone na nim blotko. Nie dając nam spać i trzęsąc całym samochodem wycmokały go całkiem skutecznie.
Dotarliśmy dzisiaj do mniej uczęszczanej przez turystów północno-wschodniej części Islandii. Po zjechaniu z głównej drogi i przejechaniu około 50 km droga szutrowa dojechaliśmy do znanego z pierwszej sceny z filmu Prometeusz wodospadu Dettifoss. Scena z filmu zapadła mi w pamięci tak samo jak sam wodospad.
Z parkingu znajdującego się po wschodniej część kanionu, spacerkiem wzdłuż niego doszliśmy do tego niewiarygodnego cudu natury. Pomimo, iż na Islandii, co chwila widać to większe, to mniejsze wodospady, a po początkowych zachwytach nad każdym, który widzieliśmy spowszechniały nam one, to ten miał znowu w sobie to coś. Jest to najpotężniejszy wodospad europy. Woda spadając z wysokości 45m, przez 100m przełom wytwarza energie, którą można by zasilić prawie cały Ursynów. Pogoda nas w tym miejscu wyjątkowo rozpieściła przyjemnym słońcem. Powygrzewaliśmy zmarznięte kości, przyglądając się malowniczej scenerii.
Dettifoss
U podnóża obszaru wulkanicznego Krafili znajduje się elektrownia geotermalna napędzana parą, która pochodzi z komór magmowych. Islandczycy bardzo sprawnie wykorzystują potencjały swojej wyspy. Energią pochodzącą z wnętrza ziemi jest ogrzewane ponad 80% domów. Dotarliśmy do znajdującego się w kraterze jeziora Viti. Kolor jego wody fajnie kontrastował z otaczającą go pomarańczową ziemią. Z rantu krateru rozpościerał się z jednej strony widok na jezioro w całej jego okazałości, a z drugiej na industrialne podnóże wulkanu. Z obawy przed stanięciem samochodu z powodu braku paliwa nie penetrowaliśmy dalej obszaru Krafli. Po drodze naszą uwagę przykuł znajdujący się przy drodze prysznic. Zasadziliśmy się na skorzystanie z możliwości umycia się i wracając nie omieszkaliśmy sprawdzić czy leci z niego ciepła woda. Leciała :). Pomimo, iż śmierdziała zgniłym jajem (w kranach ciepła woda też tak pachnie) prysznic był miłym przeżyciem i kontrastem to panujących wietrznych i zimnych warunków pogodowych. W końcu się udało chwile wygrzać, no i umyć ;).
Krafla / Viti
Myvatn
Pod wieczór gubiąc się trochę po drodze i nadkładając kilometrów dojechaliśmy do kolejnego wodospadu tym razem Godafoss, czyli Bogów. Ponieważ był już to kolejny widziany przez nas wodospad nie zrobiła na takiego wrażenia jak poprzednie (jak byłby to jeden z pierwszych to na pewno posypałyby się ochy i achy). Doszliśmy do wniosku, że jeśli chodzi o wodospady to już nie chcemy ich specjalnie oglądać.