Z rana przywitał nas niesamowity widok roztaczający się z miejsca naszego postoju. Dokoła pola lawy pokryte pierzynką z miękkiego mchu i szczyty górskie pokryte śniegiem. Skorzystaliśmy z dogodności w formie stolika przy naszym miejscu postoju i zjedliśmy śniadanie na powietrzu, w bardziej komfortowych warunkach niż przednie siedzenia samochodu. Połaziliśmy trochę po mchu i ruszyliśmy w drogę, bo przed nami nie lada atrakcje.
W drodze towarzyszyły nam widoki na rozciągające się kilometrami czarne pustynie. Gdy na horyzoncie zauważyliśmy potężne jęzory lodowca, zjechaliśmy z głównej drogi i dotarliśmy do Skaftafellsjokull jednej z części lodowca Vatnajökull. Pod względem powierzchni jest to drugi, co do wielkości lodowiec Europy, a pod względem objętości króluje nad wszystkimi.
Skaftafellsjokull
Widok niesamowity. Wielkie lodowe formacje pokryte czarnym pyłem przedzierały się przez skały dochodząc do powstałego w skutek roztopów jeziora, o niesłychanym jasno brunatnym kolorze.
W górę lodowca prowadzi dość wąska ścieżka, wymagająca co jakiś czas pokonania niewielkich skałek. Ja mimo swojego lęku wysokości, zapatrzona na niesamowite widoki dotarłam całkiem daleko, czyli aż do miejsca, w którym ścieżka robiła się jeszcze węższa. Wtedy powiedziałam Kubie, aby dalej szedł sam, bo to nie na moje siły. Jak Kuba zniknął za zakrętem, ja odwróciłam się, aby obrać drogę powrotną i to, co ujrzałam już bardziej na trzeźwo zwaliło mnie z nóg. I z zachwytu i w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Przede mną rozciągał się lodowo-skalny bezkres aż po Horyzont, pode mną przepaść, na dnie której unosiły się w wodzie bryły lodu. W oddali po lodowcu wspinali się ludzie. Byli oni mali, niczym mrówki na ogromie lodu. W jednej chwili dopadł mnie lęk wysokość i przestrzeni. Nogi zrobiły się miękkie. Musiałam usiąść kurczowo trzymając się ziemi. Pojawiły się mroczki przed oczami, oblał mnie zimno-ciepły pot i w tym momencie modliłam się o to, aby nie zemdleć i nie wpaść w przepaść. Moje złe samopoczucie zobaczył sympatyczny Pan i pomógł mi zejść trochę niżej. Nigdy w życiu się tak fatalnie nie czułam. Kuba znalazł mnie na samym dole roztrzęsiona i spocona jak pies. Widoki jednak wynagrodziły mi to przeżycie z nawiązką.
Jökulsárlón
Jadąc dalej w stronę już zachodniej części Islandii jak by wrażeń było mało zobaczyliśmy przy drodze stado reniferów. Zatrzymaliśmy się wysoko w górach, gdzie wiało mocno chłodem i jak by mogło być inaczej przy wodospadzie. Dzień jak dla mnie bajkowy!