Problem z parkowaniem
Do granicy z Chorwacja mieliśmy już bardzo blisko. Około ukazał się przed nami Dubrownik. Od razu wpadliśmy w korek samochodów o autokarów z turystami próbującymi dojechać jak najbliżej starego miasta. Grzecznie ustawiliśmy się w sznurku prowadzącym do oznaczonego znakami odległego jeszcze od nas parkingu.
Jak dojechaliśmy pod szlaban okazało się, że koszt postoju na nim do 4 godzin to 195 Kun (ok 105zł). Tak wysokiej ceny się nie spodziewaliśmy i postanowiliśmy poszukać szczęścia w znalezieniu miejsca gdzieś w miasteczku np. Przy parkometrze. Wszystkie wolne miejsca i szparki były tak zastawione, iż nie dało się nawet szpilki wcisnąć. Wąską uliczką dojechaliśmy przez przypadek na bardziej rozległe pole parkingowe. Tam miejsca też nie było i nie dało się z niego do tego tak łatwo wyjechać bo co po niektórzy sprytnie parkując przejazd zminimalizowali do minimum. Mogliśmy albo manewrować tyłem przez labirynt samochodów albo zjechać po stromej ścieżce z zakazem wjazdu. Widniał na jej końcu malutki placyk, gdzie była możliwość zawrócenia i wyjechania przodem z parkingu. Wybraliśmy drugą opcje i to mógł być znaczny bląd.
Przy manewrach wykręcania na milimetry przód-tył zgasł Kubie samochód i już nie chciał zapalić. Kuba sprawdził wszystkie możliwe usterki jakie mogły nastąpić przy tych objawach ale nie znalazł przyczyny. W dosłownym słowa znaczeniu się rozkraczył. Stanął w najgorszym miejscu w najgorszej pozycji w jakiej mógł. Zastawiliśmy dwa inne samochody, a my byśmy w razie nie odpalenia nie mogli w żaden sposób wyjść z ustawienia. Na szczęście to był tylko chwilowy bunt Westki i po odpoczynku nagle odpalił. Jak najszybciej wyjechaliśmy z tego miejsca.
Dubrownik
Wolne miejsce znaleźliśmy dopiero przy głównej trasie w miejscu położonym chyba najwyżej od starówki. Spacerem między domkami mieszkalnymi doszliśmy w dół pełni obawy o powrót.
Dubrovnik jest bardzo zatłoczonym przez turystów wszelkiej maści miastem. Nie dziwne. Jest bardzo ciekawy i ładny. Jednorodną zabudowę starówki z licznymi zabytkami otaczają potężne mury obronne. Wszystko wybudowane jest z kamienia. zapuszczając się w jego głąb można znaleźć bardziej ustronne miejsca. W porcie jedna restauracja swoim menu oraz wyglądem i zapachem potraw z owoców morza skusiła nas na obiad. Na deser poszliśmy do lodziarni. Sprzedający czarował nas swoimi sztuczkami z żonglowaniem naszymi już nałożonymi lodami. Pełni obawy o nasze żołądki po takich szaleństwach (nadal trzyma nas Czarnogórska klątwa) zaczęliśmy wspinaczkę do samochodu.