Lot do Hanoi
Samolot do Hanoi mieliśmy o 7 rano z lotniska Don Muang w Bangkoku obsługującego połączenia linii Air Asia. Aby być na czas z hostelu musieliśmy wyruszyć o 4:30. O tej porze nie było żadnej komunikacji. Zamówiliśmy taksówkę za 400bat wraz z opłatą za autostradę. Kurs miał trwać ok godziny, a dojechaliśmy z naszym kierowcą rajdowcem w 30 minut. Na szczęście bo mieliśmy dodatkowe minuty na lotnisku, w innym wypadku nie zdążylibyśmy na samolot.
Stanie w kolejce do odprawy bagażu zjadło nam ponad godzinę. Tłum pasażerów, wolna obsługa i problematyczni pasażerowie obsługiwani z boku- z tym trzeba się liczyć planując czas przyjazdu na lotnisko. Dalej już mniejsza kolejka do kontroli paszportowej. Tu jednak po podejściu do okienka kolejne schody, a do zamknięcia bramki zostało niecałe 15 minut.
Okazało się, że wymagane jest w tym miejscu okazanie wypełnionego podczas przyjazdu świstka, o którym dawno zapomnieliśmy i prawdopodobnie został pochowany w nadanym bagażu. Kuba miał milszego Pana w okienku i dostał nowy do wypełnienia. Dla mnie nie starczyło, a moją służbistkę z okienka nic to nie obchodziło. 10 minut nas dzieliło od zostania w Tajlandii. Na szczęście Pan z drugiego końca hali pomachał jeszcze jednym wnioskiem. Na prędkości wypełniliśmy liczne rubryki i bez kolejki udało nam się przejść ten punkt. Dalej już biegiem przez resztę lotniska, slalomem przez kolejkę do prześwietlenia bagażu i ufff jesteśmy przed bramką 2 minuty przed zamknięciem. 2 godziny lotu i jesteśmy w Wietnamie.
Hanoi
Do hostelu mieszczącego się w starej dzielnicy Old Quater dowiózł nas z lotniska busik. Po zalokowaniu się w miejscu noclegu ruszyliśmy w miasto do stacji kolejowej w celu kupienia na następny dzień biletu na nocny pociąg na północ kraju. Spacer odznaczył na nas tętno życia miasta. Wpadliśmy w jego wir.
Wąskie uliczki zapełnione tysiącami skuterów, pędzącymi bez ładu i składu, każdy inną częścią ulicy trąbiąc niemiłosiernie. Często jadą też pod prąd lub chodnikiem. Chaos i walka o życie tak się wydaje na początku ale z perspektywy czasu zauważa się w tym metodę.
Jeśli o nią chodzi to trzeba jej się na pewno szybko nauczyć podczas pieszego poruszania się po ulicy. Tak, głównie po niej. Na chodniki wylewają się z budynków liczne biznesiki. Często, co było widoczne też w Bangkoku danej specjalizacji usytuowane są obok siebie. I tak np. na jednej ulicy można zreperować lodówki, na innej obszyć siodełko skutera, a na kolejnej kupić wszystko co świeci. Dodatkowo chodniki służą za parking dla skuterów. Zatem podczas poruszania się po mieście mniejszymi uliczkami wykorzystujemy go do tego w zaledwie kilku procentach.
Wracając do metody przechodzenia przez ulicę. Nakreślił przed wyjazdem nam ją mój tata, a mieliśmy okazje ją przetestować w spokojniejszych warunkach jeszcze w Bangkoku. Oczywiście najpierw wypada się rozejrzeć w prawo i lewo. Wybrać lukę w ruchu i pewnym krokiem zacząć przechodzić przez ulicę. Widząc zbliżający się pojazd należ stanąć w miejscu. Zostaniemy wtedy po prostu ominięcie i będziemy mogli iść dalej. Pod żadnym pozorem nie należy się jednak cofać i wykonywać raptownych kroków, bo zdezorientujemy nadjeżdżającego. Idąc ulicą przy chodniku na pewno zostaniemy poinformowani klaksonem o zbliżającym się pojeździe. Wtedy nie należy omijać żadnej przeszkody. Im większy pojazd tym klakson głośniejszy i dłuższy.
Wieczorny spacer
Wracając z dworca obeszliśmy jezioro Hoan Kiem przez park i doszliśmy do placu ze skrzyżowaniem, gdzie jest chyba największy ruch w dzielnicy. Usiedliśmy w jednej z kawiarni znajdującej się powyżej aby poobserwować życie w tym miejscu z góry.
Wracając do hostelu przysiedliśmy razem z miejscowymi na miniaturowych stołeczkach przy niskim stoliku aby zjeść nalane z wielkiego gara pho. Życie na ulicach zmienia się jak w kalejdoskopie. Pod wieczór zamykają się liczne zakładziki, a wylewają się garnkuchnie i bary. Wnętrze budynku tworzy tylko małe ich zaplecze, którego często nawet nie ma. Cały proces od przygotowania posiłku, zjedzenia go i pozmywania po nim odbywa się na chodniku.
Fasady budynku mają maksymalnie około 3m szerokości. Budynki natomiast pną się w górę i w głąb. Wygląda to dość karykaturalnie ale spowodowane jest prawem budowlanym. Ludzie mają mało miejsca do życia. Przy często otwartych parterach można zobaczyć, iż mały pokój służy rodzinie za salon, sypialnię, garaż na skuter i zaplecze biznesu. Z tego zapewne powodu mieszkańcy większość czasu spędzają na zewnątrz i żywią się na mieście.
W weekendy wieczorem Old Quater zostaje zamknięty dla ruchu pojazdów i zamienia się w imprezowy deptak. Bary są zamykane przez policje o 23. Zostają czynne te, które udają zamknięte albo te dla turystów.
Świątynia Literatury
Następnego dnia skorzystaliśmy z transportu miejskiego aby dostać się do Świątyni Literatury. Początkowo wsiedliśmy w autobus jak się okazało po pokazaniu na mapie punktu docelowego i zaangażowaniu się całego autobusu w stwierdzenie, że jedziemy nie w tą stronę. Kierowca tak się przejął, że jeszcze po wysadzeniu nas ze trzy razy pokazywał właściwy przystanek palcem i się upewniał czy na pewno wiemy gdzie iść.
W Świątyni Literatury zastał nas tłum młodzież ubranej na galowo i celebrującej chyba ukończenie roku. Pewnie dlatego, że była ona pierwszym uniwersytetem. Świątynia składa się z pięciu dziedzińców połączonych bramami. Między nimi znajdują się sadzawki porośnięte kwiatami lotosu. Liczba dziedzińców symbolizuje pięć elementów natury: wodę, metal, drewno, ogień i ziemię. Wywołaliśmy w Świątyni, równie duże zainteresowanie wśród lokalnych jak oni na nas. Kilkukrotnie prosili to mnie, to Kubę, to nas o zapozowanie z nimi do zdjęcia lub robili nam je ukradkiem jak my im.
Muzem sztuki
Niedaleko Świątyni mieściło się muzeum sztuki, które odwiedziliśmy. Na ekspozycji starocie w postaci ceramiki, ubrań i figurek. To tego obrazy, głównie o tematyce wojennej. Reprezentowały niestety w większości bardzo niski poziom artystyczny.
Ulice Hanoi
Zanim doszliśmy do kolejnego punktu czyli Muzeum Histori Militatnej oczywiście mieliśmy okazję zobaczenia kolejnych aspektów życia chodnikowego. Można np. na ulicy skorzystać z usługi strzyżenia, golenia czy czyszczenia uszu. Służy temu zaaranżowane stanowisko w postaci lustra na murze i fotela.
Muzeum Histori Militatnej
W znajdującym się blisko muzeum parku dzieci oddawały się zabawą takim jak wspinanie na ogromny pomnik Stalina, młodzież żonglowała piłką lub jeździła na deskorolce, a starsi emocjonowali się podczas grania w popularną tu grę pionkami. W muzeum obejrzeliśmy tylko część zewnętrzną ponieważ wewnętrzną ekspozycje zamknęli ze względu na godzinę.
Pociąg mieliśmy dopiero o 22. Pozostały nam do odjazdu czas spędziliśmy na włóczeniu się po okolicy. Pozwoliło nam to jeszcze lepiej poczuć i zrozumieć rytm miasta również od jego zaplecza.
Zmęczeni chodzeniem, spalinami i hałasem wsiedliśmy do przedziału z czterema kuszetkami i po chwili opuściliśmy Hanoi. Jechali z nami Australijczycy- Tata podróżujący z córką. Po krótkiej rozmowie wszyscy padliśmy jak zabici jadąc do Lao Cai.