AZJA Z PLECAKIEM || 2015-16 WIETNAM

Mało przyjemna podróż przez Quy Nhon do Mui Ne. Za to pełna wrażeń

Podróż do Quy Nhon

Podróż do Quy Nhon okazała się małym koszmarkiem. Wsiedliśmy do oczywiście spóźnionego małego busika. Takiego co zazwyczaj dowozi do większych, bardziej komfortowych ale ten okazało się, że dowiózł nas, ale już do miejsca docelowego 300km dalej.

Ponieważ była to trasa mało turystyczna, ale jak się okazało bardzo popularna lokalnie, podroż trwała dla nas wieczność. Bus co chwila się zatrzymywał na umownych przystankach zmieniając zawartość i konfiguracje pasażerów. Zawsze jednak  kończył wypchany do granic możliwości.

Z nami przez większą część drogi w rzędzie przeznaczonym dla 4 osób siedziało oprócz nas jeszcze z trzech-czterech wesołych, lekko podpitych, wyglądających na budowlańców Wietnamczyków. Co chwila naśmiewali się z Kuby brody, częstowali nas orzeszkami i cały czas rozmawiali ze sobą. Rozmowa ta zlewała się dla nas w dość głośny dźwięk przypominający gęgot, podbijany płynącym z głośników wietnamskim disco.

Mi udało się o dziwo z powodzeniem odciąć od hałasu i napisać pierwszy post na bloga. Kuba natomiast przeżywał katusze, bo nie mógł się skupić chociażby na książce. Do tego temperatura i wilgoć dawały w kość. Kierowca jechał bardzo brawurowo, a warunki na drodze ze względu na deszcz wcale nie były do tego dostosowane.

Nie koniec przygód

W końcu jednak udało nam się pod wieczór bezpiecznie dojechać do Quy Nhon. Ale to nie koniec przygód. Zostaliśmy wysadzeni na stacji benzynowej. Do naszego „hotelu” nie było zbyt daleko ale ściana deszczu uniemożliwiła dojście tam na piechotę tak aby nie powtórzyć przemoczenia wszystkich rzeczy.

Przyzwyczajeni do omijania nagabywaczy oblegających zawsze autobusy nagle ich zapragnęliśmy. Rozglądamy się, a tu żywej duszy oprócz pracowników stacji. Kuba musiał się poświęcić i postać kilka minut w deszczu łapiąc taksówkę. Udało się i ruszyliśmy do hotelu, ale po chwili doszło do mnie, że brakuje mi mojej peleryny. Zawróciliśmy na stacje ale ślad po niej zaginął (byłam prawie pewna ze zostawiłam ja na ziemi obok plecaka), a pracownicy stacji na pytanie o nią twierdzili, że nic nie wiedza uśmiechając się pod nosem. No nie! Ktoś przygarnął sobie moją super pelerynę, a tu taki deszcz, że bez niej kaplica.

Zostawiliśmy w hotelu rzeczy i poszliśmy do pobliskiego centrum handlowego cos zjeść i zrobić zakupy na wieczór. Byliśmy tam jedynymi „białymi” i większość na nas tak patrzyła jak by takich widziała po raz pierwszy. Posililiśmy się w KFC, gdzie akurat odbywał się jakiś kinderbal, a my staliśmy się nie lada atrakcja dla dzieci.

Nasz jednogwiazdkowy hotel Thanh Linh Hotel okazał się dużą porażką. W stęchłym pokoju tak śmierdziało naftaliną, że nie dało się tam oddychać. Był to kolejny gwoźdź do i tak już złego humoru Kuby i z wściekłością wyjął kulki naftaliny z szafy i cisnął je przez okno. Pokoju nie dało się wywietrzyć,  bo okna pokoju wychodziły na jakąś wietnamska imprezę i jak były otwarte to nie dało się słyszeć własnych myśli.

Gdzie jest dworzec w Quy Nhon?

Rano spakowaliśmy plecaki i stwierdziliśmy, że najpierw ogarniemy transport do Mui Ne (aby nam w razie czego nie uciekł), a później zjemy śniadanie. Przyzwyczajeni do łatwości kupienia biletów w miejscach bardziej turystycznych, gdzie wystarczyło pójść do pierwszej lepszej recepcji hotelowej lub biura podroży i wszystko miało się załatwione, tu natrafiliśmy na kolejne trudności.
Biur podroży brak, nikt nie mówi po angielsku, a rysunki i gestykulacja do porozumienia się okazały nie wystarczać. Nie mogliśmy nawet się dowiedzieć gdzie jest najbliższy dworzec czy to autobusowy czy tez kolejowy. Kręciliśmy się dłuższy czas  w deszczu (a moja nowa peleryna od razu przy zakładaniu się rozdarła :/) po okolicy bez rezultatu, aż zajrzeliśmy do hotelu, który wyglądał na zupełnie opuszczony, a tam recepcjonistka mówiąca trochę po angielsku wskazała nam lokalizacje dworca kolejowego.

Sajgon Express

Po dłuższym spacerze po śliskich od deszczu ulicach osiągnęliśmy pierwszy cel.

Podchodzimy do okienka aby kupić bilet w kierunku Mui Ne, a tam znowu ni jak nie możemy się dogadać. Na nasze szczęście pomogła nam jedna Pani mówiąca całkiem dobrze po angielsku i wyjaśniła bileterce dokąd chcemy pojechać. Okazało się, że pociąg Sajgon Express nie dojeżdża bezpośrednio do Mui Ne. Jak wysiądziemy w jakiejś pobliskiej miejscowości to dojedziemy dalej taksówką. Mówiąca po angielsku Pani po tym się oddaliła. My myśleliśmy, że jesteśmy już w domu i wszystko wiemy, a tu nagle dużo pytań od bileterki, a my nie wiemy o co chodzi. Tak np. myśleliśmy ze pyta ona nas o paszport, a jej jak się okazało chodziło o to ze sa tylko miejsca na górnych łóżkach w drugiej klasie itp.

W końcu znaleźliśmy się w pociągu. W warunkach mało luksusowych ale pełni nadziei, bo jechaliśmy w stronę słonecznego Wietnamu.

You Might Also Like