Wyspa Romo jest naszym pierwszym przystankiem w Danii.
Przywitała nas zmieniającą się co kilka minut pogodą. Był deszcz, deszczyk, ulewa, wiatr i wichura, było słońce i dość ciepło, były chmury i przenikający chłód, była zawieja piaskowa i tęcza.
Ugościły nas na niej ogromne plaże, powiększające się wraz z odpływem. Mogliśmy jeździć po nich rowerami, spacerować zapuszczając się na porośnięte między innymi trawami i rokitnikiem wydmy. Rozciągał się z nich w każdą ze stron rozległy widok na okolicę. Najbardziej spektakularne okazało się to, że swobodnie mogliśmy jeździć po nich wzdłuż i wszerz samochodem. Zmienialiśmy co jakiś czas miejsca wypadowe i przy okazji szukaliśmy tego idealnego na postój.
Nakarmiła nas pysznymi śledziami ze sklepu przyportowego w miejscowości Havneby. Tam też zostaliśmy połechtani dobrą nowoczesną architekturą skandynawską, a po drodze tą mniej współczesną i sielskimi widokami.
Romo żegnało nas pięknym zachodem słońca, noclegiem na plaży, a następnego dnia dobrą słoneczną pogodą i krótkim spotkaniem z rodziną.