EUROPA BUSEM || 2017 GRECJA

PÓŁWYSEP PELION || POCZTÓWKOWE PLAŻE I PIĘKNE WIDOKI

Półwysep Pelion

Półwysep tak naprawę tworzy góra Pelion, od której wziął on swoją nazwę. Jest to naturalna granica pomiędzy okręgiem Magnezja, do którego należy Volos, a Morzem Egejskim. Co ciekawe według mitologii greckiej półwysep był siedzibą centaurów. Bogowie zaś chętnie oddawali się tam hulanką i swawolą.

Jest to jedno z najbardziej zielonych miejsc w Grecji. Góry pokrywa gęsto las dębowo-bukowy. Gdzieniegdzie na zboczach poprzylepiane są tradycyjne wioski otoczone sadami i gajami oliwnymi. Połączone są one bardzo wąskimi i krętymi drogami, po których jazda mrozi często krew w żyłach. W miejscach gdzie wybrzeże łączy się z Morzem Egejskim, natura przygotowała masę pocztówkowych widoków. W większej mierze z zatoczkami z turkusowo-kobaltową wodą.

Ze względu na wąskie drogi w to miejsce nie docierają turyści autokarowi. Półwysep stał się jednak jednym z ulubionych miejsc na spędzenie wolnego czasu dla Greków. Możemy znaleźć tu liczne plaże. To długie, to znajdujące się w małych zatoczkach w objęciach skał. Wszystkie piękne. A niestety, czym piękniejsze i bardziej rekomendowane, tym bardziej zatłoczone. Nie przeszkadza w tym nawet fakt, że większość z nich jest dość trudno dostępna i trzeba się trochę napocić aby rozłożyć ręczniczek (oczywiście jak się znajdzie na niej dla nas albo dla samochodu na parkingu lub przy drodze jakieś miejsce).

Na szczęście nie tylko plażami top 10 może pochwalić się półwysep, wycieczka krętymi dróżkami dostarczyła nam masę niesamowitych widoków.

Na pierwszy ogień wybraliśmy miejscowość Chorefto. Jest ona położona najbardziej na północ z moejsc, do których prowadzi jeszcze trochę szersza droga na mapie (tylko na mapie). Gdy przekroczyliśmy najwyższy punkt i droga zaczęła prowadzić już tylko w dół, Kuba ochoczo wsiadł na rower i zrobił sobie miły zjazd.

Chorefto

Jak tylko dojechaliśmy na wybrzeże, elegancko zaparkowaliśmy busa przy samej plaży i oddaliśmy się na niej relaksowi i kąpielą.

Z racji moich (Karo) urodzin postanowiliśmy je świętować zarówno podczas obiadu, jak i kolacji w restauracji zajadając się tutejszymi przysmakami i owocami morza. Co mile nas w nich zaskoczyło (i powtarzało się przez dalsza część wyjazdu) to po pierwsze cena wina stołowego 3E za pół litrową karafkę, po drugie prawie zawsze do posiłku dają wodę, a po trzecie często po jedzeniu dostajemy deser. Może być to ciasto, owoce, mini lodzik na patyku albo buteleczka alkoholowego trunku.

Wieczorem siedzieliśmy w busie z butelka rycyny przy partyjce szachów. Nagle pukanie do okna. Patrzę, a pojawia się w nich dziewczyna, którą wcześniej obserwowaliśmy na plaży. Zwróciła ona naszą uwagę, ponieważ zanim weszła do wody rzuciła do niej piłeczkę. Następnie do niej podpłynęła, wzięła i rzuciła dalej. Rzucanie powtarzała podczas chyba ponad 30 minutowej kąpieli. Zaciekawiło nas to. Zastanawialiśmy się czy to nie jest np. rodzaj terapii pozwalającej pokonać lęk przed woda. No nic, wróćmy do sytuacji. Dziewczyna mówi kilka słów z których wyłapujemy głownie fut i kat . Niezbyt wiemy o co jej chodzi, wiec pytamy. Jeszcze raz fut, kat for my kat. Aaa, jedzenie dla jej kota. Nie, nie mamy jedzenia. Nagle jednak do nas dotarło, że chodziło jej o skaleczenie na jej nodze i pytała czy mamy jak jej pomoc. Biedna przecięła sobie pietę o kamień. Wyciągnęliśmy apteczki i Kuba dzielnie obmył i opatrzył ranę, aż się pytała czy jest lekarzem. W ramach podziękowania otrzymaliśmy na szczęście dwa kamyczki.

Plaże Agioi Saranta,Papa Nero, Agios Ioannes i okolice.

Na plaże Agioi Saranta nie udało nam się nawet dostać. Jak dowiedzieliśmy się ze sznurka wdrapujących się wąską drogą samochodów, na dole nie było żadnego miejsca do zaparkowania, a z miejsca w którym staliśmy było jeszcze za daleko aby iść na piechotę. Plażę widzieliśmy z góry. Pomimo, iż wyglądała pięknie, pełna była parasoli. Stwierdziliśmy, że nie musimy się tam na siłę pchać.

Przy plaży Agios Ioannes i miasteczka był taki kocioł, że nie było szansy zaparkować, a i ciężko było stamtąd uciec.

Dopiero zatrzymaliśmy się na wysokości plaży Papa Nero. Na plażę prowadziła dość słabo oznaczona ścieżka, z pięknymi widokami. Z boku plaży przy skałce znaleźliśmy swoje, w miarę spokojne miejsce.

Wieczorem wróciliśmy do miasteczka przy Agios Ioannes. Stanęliśmy tam w porcie myśląc, ze będziemy na uboczu. Nic bardziej mylnego. Późnym wieczorem została otwarta zaraz obok imprezowania. Muzyka i ruch samochodowy zapewniony do białego rana.

Plaże Fakistra i Mylopotamos

Do plaży Fakistra wiedzie bardzo wąska, stroma i pod koniec szutrowa droga. Warto wcześniej zaopatrzyć się w zapas wody, bo po drodze nie ma ani restauracji, ani sklepu. My przyjechaliśmy z resztkami, przez co musieliśmy sobie ją dawkować, a pić się chciało. Nad plażą jest bardzo mały parking, co dało nam nadzieje na niewielka ilość ludzi na niej. Z  miejsca, gdzie można zostawić samochód do plaży prowadzi momentami dość stromo w dół ścieżka. Kawałek trzeba się przejść. Gdy dotarliśmy na sam dół mocno musieliśmy się porozglądać, aby znaleźć miejsce na ręcznik. Plaża niewielka, wciśnięta pomiędzy dwie wystające z wody skały. Widoki piękne. Nawet ludzie przestali nam przeszkadzać. Każdy cicho relaksował się na swoim 1m2.

Druga plaża jaką odwiedziliśmy to chyba najbardziej znana Mylopotamos, miedzy innymi z niewielkiego przejścia w skale, na drugą jej część. Pierwszym naszym celem było znalezienie restauracji. Chcieliśmy zakupić w niej wodę (sklepu nie było po drodze). Myśleliśmy, że znajduje się ona bliżej plaży i zeszliśmy kawałek w dół. Niewyraźny znak pokazywał aby zboczyć ze ścieżki i tak zaczęliśmy wspinać się do widniejącego na gorze domku. Wyczerpani upałem i brakiem wody mieliśmy już trochę dość. Co więcej okazało się, że główne wejście było zaraz obok naszego samochodu i wcale nie musieliśmy się tyle nachodzić. Z miłą chęcią posiedzieliśmy trochę w cieniu i wzmocniliśmy się piciem i jedzeniem.

Sama plaża jak dla mnie porażka. Cały urok został odebrany przez masę ludzi. Powciskani byli, gdzie się dało. Trzeba dodać, że to była już końcówka dnia. Nie wiem, co to za przyjemność odpoczywać w takim miejscu. Chciałam, jak najszybciej stamtąd uciekać. Zostaliśmy jednak chwile, skoro już tyle trudu nas kosztowało dostanie się na nią. Kuba znalazł uciechę we wspinaniu się po linie i skokach do wody ze skał.

Część środkowa półwyspu i ta od strony Zatoki Pagasyjskiej.

Nocleg przy opuszczonym domu z widokiem.

Całego półwyspu nie zwiedziliśmy, a myślę że dalsza część ponieważ mniej dostępna jest bardziej pusta. My, jak i busik byliśmy już trochę zmęczeni niekończącymi się serpentynami i podjazdami, a gdzie nie chcielibyśmy się dostać trzeba by jechać i wracać, aby pojechać w inne. Jedzie się bardzo wolno. Zajęło by to nam za dużo czasu.

Środkowa część jest już bardziej płaska i przestrzenna. Pokryta głównie gajami oliwnymi.

Półwysep na pewno jest wart odwiedzenia. Można tylko pomyśleć o czasie poza sezonem. Podobno w zimę można jeździć tu na nartach lub snowboardzie.

You Might Also Like