Matala
Matala mieści się na południu wyspy w centralnym jej punkcie. Plażę mieszczącą się w zatoce okalają skały wapienne podziurawione jak ser szwajcarski licznymi grotami. W czasach rzymskich prawdopodobnie służyły one do chowania zmarłych. A istnieje przypuszczenie, że zamieszkałe były już ok. 7-5 tyś lat p.n.e. w czasach neolitu. W latach 60 upodobali je sobie hipisi, którzy napływali tu z całego świata i osiedlali się w jaskiniach. Podobno były tu takie sławy, jak Bob Dylan i Janie Joplin.
Dzisiaj skały są odgrodzone od plaży, a od niedawna obowiązuje oplata 2E za ich zwiedzanie. Oprócz jednego podstarzałego hipisa sprzedającego na plaży biżuterię, innych już nie zobaczymy. Miasteczko jest trochę podstylizowane w duchu hippie. Znajdziemy tu wiele kolorowych malowideł na ścianach i ulicach. Sklepy z pamiątkami natomiast oferują hippie gadżety.
Co roku w czerwcu odbywa się tu festiwal muzyczny, który przyciąga tłumy bawiących się do rana na plaży ludzi.
Samo miasteczko niewielkie w miarę spokojne. Plaża dość spora, ale i ludzi dużo.
Na potencjalne miejsce noclegu wybraliśmy na mapie położną przy długiej plaży miejscowość Kalamaki , oddaloną o ok. 10km od Matali. Jadąc w jej stronę w oddali ukazały nam się na horyzoncie dwa kity. Kuba dodał nieco gazu i po kilkudziesięciu minutach był już na wodzie. Wiatr był bardzo silny, a morze pofalowane. Niezbyt dobre warunki nawet na 8m, ale pływanko Kuba zaliczył.
Sama miejscowość przypominała nam Mytros, w którym spędziliśmy ostatni wieczór. Pomimo niewielkiej odległości od znanej Matali, byli tu tylko lokalni turyście, kilka tawern i sklepów oraz ładna piaszczysta plaża. Warto tu po drodze wpaść czy zatrzymać się na dłużej.
Plaża Kommos
My woleliśmy mieć więcej miejsca (tu przy plaży była tylko wąska droga) i zanocować bardziej na dziko. Ponownie wspięliśmy się na górę, aby zjechać po drugiej stronie ciągnącej się kila kilometrów plaży. Przy zachodzie słońca podczas drogi roztaczały się ładne widoki na wybrzeże. Po dojechaniu do wybranego punktu, ustawiliśmy się na małym parkingu na 3 samochody przy samym klifie przylegającym do plaży Kommos. Z drugiej strony samochodu widok mieliśmy na stanowisko geologiczne niedawno odkrytych ruin.
Następny dzień spędziliśmy na prawie pustej plaży, a popołudniu podjechaliśmy do pobliskiej miejscowości Pitsidia, gdzie zjedliśmy pizzę z pieca. Nie obyło się bez pomyłki ze strony kelnera i tym razem ja zostałam poszkodowana dostając nie tą pizzę, którą zamówiłam. W ramach przeprosin dostaliśmy tteż karafkę, ale mocniejszego trunku. Ilość nie do przepicia, bo musieliśmy jeszcze rowerami wrócić kila kilometrów.
Miejsce nam się bardzo spodobało i zostaliśmy tu jeszcze na kolejna noc, zaliczając kolejny wspaniały zachód słońca.