ALBANIA EUROPA BUSEM || 2014

Albania || Riwiera Albańska. Z Sarandy piękną trasą przez przełęcz Llogara do Wlory. Ksamil, Borsh, Himare i Dhermi.

Riwiera Albańska

Ostatnie cztery dni spędziliśmy na plażowaniu, odpoczywaniu i objadaniu się na Riwierze Albańskiej. Jest to odcinek wybrzeża ciągnący się od miejscowości Sarande do zatoki Wlorskiej Jest to jeden z najbardziej atrakcyjnych rejonów Albanii pod względem plaż, infrastruktury turystycznej i zabytków. Wzdłuż wybrzeża przez 125km można się przemieszczać odnowioną niedawno szosą SH8.

Wije się ona malowniczo górami między gajami oliwnymi. W większych miejscowościach z ziemi wyrastają liczne hotele ale jeszcze w większej mierze nie dokończone. Czuć, że Albania nabiera rozpędu do rozwoju turystyki ale wszystko jest jeszcze w powijakach. Dla nas taka sytuacja jest dobra. Ceny są bardzo korzystne, możliwości spania na dziko niczym nie ograniczone, a ludzie bardzo otwarci i życzliwi dla turystów.

Ksamil

W tym niewielkim nadmorskim miasteczku z licznymi małymi i zatłoczonymi plażami spędziliśmy dzień do późnego popołudnia. Wyjeżdżając z miasteczka poszliśmy do wypatrzonego wieczorem sklepu rybnego z zamiarem kupienia rybek na kolacje. Miło zaskoczyła nas opcja grillowania kupionych przysmaków przez sprzedającego na miejscu za niewielką dopłatą. Skorzystaliśmy z takiej wygody i po 20 minutach jedliśmy pyszne dorady i kalmary w busiku pod sklepem.

 Saranda

Do Sarandy udaliśmy się z zamiarem złapania promu na wyspę Korfu. W porcie okazało się, że kolejny prom odpływa dopiero następnego dnia rano. Niestety też się okazało, że taka przyjemność dostania się na Korfu i wrócenia będzie nas kosztowała w przeliczeniu prawie 700zł. Stwierdziliśmy iż ta cena niewarta jest ruszania się z Albanii, a zachwalane Korfu odwiedzimy kiedy indziej.

Wieczorem przeszliśmy się na deptak aby zobaczyć jak kwitnie życie w największym albańskim kurorcie. Wzdłuż promenady piętrzyły się liczne atrakcje dla turystów w postaci stoisk z  kiczowatymi pamiątkami z wczasów w Albanii, grillowaną kukurydzą bardzo popularną tutaj przekąską, małymi wesołymi miasteczkami i restauracjami. Wybraliśmy najpierw typową prostą w wyglądzie socjalistyczna, gdzie lokalni Panowie przychodzą na espresso lub piwko.

Kolejna zainteresowała nas swoim menu oraz tłumem w środku. Restauracja Limoni okazała się strzałem w dziesiątkę. Wybraliśmy muszle w białym winie, miks serów, oliwki i karafkę wina. Porcje były trudne do przejedzenia, a za wszystko zapłaciliśmy 1500 Lek czyli ok 50zł. Noc spędziliśmy obok portu przy drodze i to był błąd. Pobyt w mieście nie daje możliwości pełnego wietrzenia samochodu, a noc była prze-okrutnie gorąca.

Borsh

Kolejną naszą lokalizacją na odpoczynek była ciągnąca się przez 9 km przy miejscowości Borsh plaża. Chcieliśmy stanąć jak najbliżej wody ale niestety Kuba manewrując zakopał westę w piachu jak się początkowo wydawało na amen. Na szczęście nie zapomniałam jeszcze z dawnej mojej jazdy off-roadowej kilku trików. Po zmaganiach z odkopywaniem, podkładaniem czego się dało pod koła i licznych próbach wyjechania w końcu westka znalazła się na twardej drodze. Zmęczeni walką z problemem i upałem oddaliśmy się relaksowi przy ostatnich promieniach zachodzącego słońca.

Po zmroku jak wychodziliśmy z busa na pobliską mini imprezę pod chmurką, podjechała do nas policja. Od razu pomyśleliśmy, że zaraz nas wykurzy ze zdobytego w pocie czoła miejsca. Po odpowiedzi Kuby skąd jesteśmy mężczyzna pochwalił się, że jest tutaj oficerem policji, poklepał Kubę życzliwie po ramieniu ze słowami polonia gut i pojechał dalej.

Przed wejściem na imprezę zatrzymał nas bramkarz z informacją iż wstęp jest płatny 1000 Lek. Akurat tyle wzięliśmy ze sobą i nie chętnie chcieliśmy je wydawać na wstęp. Podszedł drugi chłopak i słowami turist no ticket have fun zaprosił nas do środka. Poraz kolejny przekonaliśmy się, że turysta u nich to świętość i podlega innym regułą. Na imprezie nie zabawiliśmy długo ale mieliśmy okazje zobaczyć jak bawią się miejscowi, a bawią się zupełnie inaczej niż u nas. Przerywnikiem standardowej imprezy jest występ lokalnej piosenkarki. Przy jej śpiewie tradycyjnych melodii wychodzili na parkiet niemal wszyscy. Począwszy od dzieci, a skończywszy na ich rodzicach. Wszyscy tańczą w kółku trzymając się za ręce. Kroki się zmieniają w zależności od melodii ale przypominają taniec greka zorby.

Rano przed samochodem spotkaliśmy osiołka. Ze względu na wczesną porę udało nam się przejąc na potrzeby cienia jeden z dwóch szałasików.

Himare i Dhermi

W miejscowości Himare, znanej z rybołówstwa zatrzymaliśmy się w porcie, gdzie kupiliśmy prosto od rybaka pól kilo krewetek i osiem langustynek w cenie 400 Lek (ok. 15zł).
Ostatecznie dotarliśmy na koniec plaży przy miejscowości Dhermi. Wieczorem w trakcie przygotowywania kolacji straszył nas w kręcący się cały czas obok, wyglądający jak hiena pies.

W ciągu dnia poszliśmy ponurkować na znajdującą się obok ale nie dostępną dla samochodów plaże przy wystających z wody skałkach.

 Trasa przez przełęcz Llogara

Aby z Dhermi dostać się do ostatniego miasteczka riwiery Albańskiej trzeba się wspiąć samochodem na szczyt góry i przejechać przez przełęcz Llogara (1010m n.p.m). Przeprawa ta gwarantuje niesamowite widoki na poniższe miasteczka i plaże oraz towarzyszące z boku szczyty górskie.
Dojechawszy prawie na samą górę zatrzymaliśmy się przy punkcie widokowym zrobić zdjęcia. Skorzystaliśmy tam z oferty przydrożnego sprzedawcy lokalnych produktów. Niespodziewanie samochód odmówił nam w tym miejscu posłuszeństwa i nie chciał zapalić. Na szczęście Kuba po sprawdzeniu kilku najczęściej zawodzących rzeczy zlokalizował problem- czyli rozłączony kabelek do rozrusznika.
Droga po drugiej stronie góry prowadziła przez zupełnie inny krajobraz. Znaleźliśmy się w lesie. W otoczeniu cienia dojechaliśmy do miejscowości Orikum. Oprócz skupiska nowych osiedli odcinających się pstrokacizną od górskiego tła i byle jakiej plaży nie znaleźliśmy w niej nic ciekawego.
Między Orikum, a Wlorą trafiliśmy na stoisko ze świeżymi rybkami.

Wlora

Centrum miasta sprawia wrażenie luksusowego kurortu. Wjechawszy na jej obrzeża w poszukiwaniu noclegu znaleźliśmy się w dziwnym miejscu. Mieszała się tu bieda z namiastkami luksusu, miejsca wypoczynkowe z przesyłowymi, ładne krajobrazy z tonami śmieci.

Śmieci, których jest wszędzie pełno w Albanii skutecznie nas do pomysłu noclegu w ładnym lasku iglastym zniechęciły. Niestety normalnym widokiem jest wyrzucanie ich przez okna samochodów lub do najbliższego rowu czy dowolnego wygodnego miejsca. Albania dosłownie tonie w ich ilości.

Tutaj skończyła się nasza przyjemna przygoda z riwierą i już przy świetle księżyca po długiej drodze to autostradą (zupełnie autostrady nie przypominającą) to dróżkami szutrowymi z dołami jakich nigdy na drodze nie doświadczyliśmy dojechaliśmy na wybraną na podstawie google map plażę na wysokości Fier o mniej zidentyfikowanym w nocy wyglądzie.

 

 

You Might Also Like